Jedna z teorii kultury popularnej zwykła uważać, że powstaje ona przez przetworzenie, uproszczenie i strywializowanie kultury wysokiej. Nie lubię i nie podzielam takiego podejścia – brzydko pachnie elitaryzmem, poczuciem, że oto my jesteśmy lepsi, a ta cała popkultura jest fuj. Co więcej, popełnia ona metodologiczny grzech pierworodny: zakłada ocenę utworów kultury popularnej jako jakościowo gorszych niż utwory kultury wysokiej. A takie podejście z góry odrzuca neutralność ocen.
Dlaczego więc nagle czuję dużą dozę sympatii do tej teorii, gdy słucham utworów Piotra Rubika?
O tym, jak działa „hucpa Rubika” pisał wyczerpująco na łamach „Tygodnika Powszechnego” Andrzej Chłopecki. Równolegle z rozkwitem kariery Rubika kwitnie także kontestacja Rubika – emanująca nie tylko recenzjami, ale też generatorami kantat, czy wręcz porzekadłami: „klaskać u Rubika” weszło na dobre do języka jako synonim absolutnej żenady.
A jednak fenomen Rubika działa. 2 października wejdzie do sprzedaży jego najnowsze dzieło: „Santo subito – cantobiografia JP2”.
Jeśli ktoś się zastanawiał, jaki będzie kolejny etap rozwoju muzyki po kantacie rubikowskiej, teraz już wie: cantobiografia.
Obszerny, bo ponad dziesięciominutowy trailer cantobiografii JP2 można obejrzeć na YouTube:
Wstawiam tylko zrzut ekranu, ale żeby obejrzeć klip trzeba kliknąć tutaj, ponieważ technologia Największego Portalu w Polsce, który wybudował ostatnio Najnowocześniejszą Serwerownię w Polsce, nie pozwala na tak elementarne w systemach blogowych rzeczy, jak wstawianie kodu. W tym punkcie Onet klaszcze…
Ale do rzeczy. Na czym polega zjawisko Rubik? W jaki sposób udało się mu zmusić do klaskania u siebie artystę-tekściarza tej miary, co Jacek Cygan? Artystę, który stworzył tak wybitne teksty piosenek, jak śpiewane przez Edytę Geppert „Jaka róża, taki cierń”?
Jako się rzekło na początku, nie chcę dołączać do chóru elitarystów twierdzących, że Rubik jest fuj – z założenia. Trudno odmówić walorów szlagieru utworom takim, jak „Niech mówią, że to nie jest miłość” (to ten z przysłowiowym klaskaniem). Dlaczego miałbym na siłę powtarzać, że utwór ten jest fuj, skoro – mimo szczerych chęci – nie potrafiłbym tego dobrze uzasadnić?”. Również w cantobiografii znajdziemy obiecujące nutki, jak np. w piosence (pieśni? arii?) „Miłość cierpliwa jest, lecz i niecierpliwa”. Dlaczego jednak bolą mnie zęby?
Na początek posłuchajmy słów autorstwa Jacka Cygana.
Teatr, teatr, teatr się otwiera,
Słowo tworzy, tworzy bohatera…
Teatr, teatr, teatr Karola, gimnazjalista w pierwszych swych rolach
– z orkiestrowym tutti, z chórem wykonującym ruchy jak w przedszkolnych „piosenkach z pokazywaniem”, zaczynamy podróż przez biografię Jana Pawła II. Potem jest tylko ciekawiej:
Na szlaku, w kajaku, na łące wśród maków
Jest ołtarz polowy zrobiony na pniaku…
Rodzinka Wujka Karola
Złączona nieziemską siłą
Złemu światu mówi „hola”
Człowiek żyje przez miłość
Aż wreszcie:
A kiedy czarny dym nad bazyliką bezchmurne niebo wciąż ozłacał
Czy coś przeczuwał, widząc swe nazwisko pośród dostojnych kandydatów
Czy w głębi duszy się spodziewał tego – bo przecież miał być papież włoski
Gdy słyszał głos prymasa Wyszyńskiego: „gdy cię wybiorą musisz przyjąć – dla Pooolski”
by na koniec usłyszeć:
Santo, Santo Santo, na tę chwilę czekał świat
Santo Santo Santo, ukochany papież nasz
Nie trzeba być docentem literaturoznawstwa, żeby usłyszeć, co się tu święci. Nie, rzecz nie w tym, że popkultura to nie poezja. Bynajmniej. W wielu przypadkach wolę znakomite teksty klasyfikowane jako popkulturowe niż niejeden sztucznie artystowski, pozornie wysublimowany utwór poetycki. Tutaj jednak mamy do czynienia z infantylizmem czystej wody. Cantobiografia opowiada o jednej z najwybitniejszych postaci naszych czasów – a czyni to słowami odpowiednimi dla przedszkolaka. Tekściarz nie wierzy najwyraźniej w kompetencje swojego odbiorcy, fundując mu tekst o natężeniu literackim kiepskiej kołysanki. Żal. Ale, na miłość boską, jak Rubik to robi, że każdego tekściarza doprowadza do grafomanii?
Teraz posłuchajmy muzyki. Znowu: elitarysta powiedziałby, że kultura popularna nieudolnie udaje kulturę wysoką. Nie dajmy się zwieść temu niesprawiedliwemu podziałowi. Wystarczy posłuchać choćby muzyki filmowej, żeby dowieść jego fałszywości. Kultura popularna ma prawo czerpać ze środków muzyki klasycznej i osiągać przy tym wybitne efekty. Rubik sięga – instaluje chór, orkiestrę, nazywa całość kantatą. Wszystko to jest jeszcze uprawnione. Jednak co się dzieje dalej? Każdy refren musi być podniosły, fraza za frazą podkreślane są majestatycznymi kotłami, dostojnymi waltorniami. Więcej, więcej, więcej. Rubik działa nadmiarem, przesadą, każąc wszystkim armatom walić bez ustanku, zamiast uciec się do strategii. Takie działanie jest właściwe dla kiczu. Owszem, nawet kicz może być środkiem artystycznym, by odwołać się choćby do Tarantino. Ale nie tutaj – wnioskując z miny dyrygującego całym przedsięwzięciem Rubika, można bez obaw postawić tezę, że twórca jest bezbrzeżnie zachwycony dziełem. Tak ma być. Więcej znaczy lepiej. Spróbujcie tę zasadę zastosować w kuchni – ból brzucha gwarantowany.
Mamy więc grafomanię tekściarza zestawioną z grafomanią kompozytora. Wszystko to na cześć postaci nazwanej – jakże popkulturowo – JP2. Nie mam pretensji o prostotę środków – proste środki, umiejętnie zastosowane, mogą budować wielkie wzruszenia i piękne narracje. Tu jednak mamy do czynienia z kiczem. Czarno-biała fotografia ślubna, mimo że sztampowa i nieoryginalna, może być źródłem ważnych emocji. Ale twórca decyduje się pomalować usta panny młodej na różowo, poszerzyć uśmiech pana młodego, otoczyć całość aniołkami, dodać złote tło, trochę trawy u dołu, jeszcze jakiś podpis fikuśnymi literkami, podkolorować rumieńce na twarzy… Że całość ma trafić do masowego odbiorcy, a ten jest z natury niewymagający? To obraźliwa logika, która towarzyszyła Jackowi Kurskiemu, gdy stwierdził, że „ciemny lud to kupi”.
Sam Rubik wzrusza w tym wszystkim najbardziej. Rozanielony, wymachuje ramionami jak cepami, sugerując, że dyryguje. W rzeczywistości ilustruje gestami logikę kiczu: więcej, więcej, więcej, i żeby się wszystkim wydawało, że to sztuka. Najcelniej, choć nieświadomie, rzecz ujął użytkownik YouTube o nicku „Peterkruk”, broniąc Rubika przed krytykiem na forum pod klipem. Napisał: „Słuchaj krytyku muzyczny z wiedzą encyklopedyczną: Rubik dyryguje tak jak mu sie podoba”.
Potworne jest to, że Rubikowi tak się właśnie podoba. I przekonuje, że tak się właśnie wszystkim powinno podobać.
Odrzucając interpretację w kluczu elitarystycznym, zaproponowałem wytłumaczenie działalności Rubika za pomocą pojęcia kiczu. Cały czas mam jednak wrażenie, że bliższa prawdy jest teoria ekonomiczna: oto za pomocą postaci JP2 wciąż można trzepać kasę, i to kasę wielką. Nawołując „santo subito” ma się nadzieję, że zbiorowe emocje można szybko i skutecznie wydoić jak krowę.
Jan Paweł II słynął z poczucia humoru, ale w tym chyba nie ma nic zabawnego.
Hmmm, a czy szanowny Autor powyższego tekstu swoje wnioski wyciągnął z tego „obszernego” dziesięciominutowego urywku z YouTuba…? Bo – jak sam Pan pisze – płyta ma się dopiero ukazać… No chyba że… ale to niemożliwe – był Pan na koncercie Tego, którego muzyka przybliża Pana do elitarystycznych teorii…?
Droga Sylwio,
To jest oficjalny materiał, do którego link wydawca płyty dołączył razem z materiałem promocyjnym, wydaje się więc że sam producent chce go uznać za reprezentatywny. Poza tym znamy wszelako wcześniejszą twórczość Rubika. Naprawdę, doskonale rozumiem emocje, jakie budziła jego pierwsza kantata, druga poniekąd również, ale – święty Boże – co za dużo, to nie zdrowo.
Oczywiście, jeśli reszta cantobiografii, nieujęta w tym dziesięciominutowym skrócie, okaże się diametralnie lepsza muzycznie i tekstowo, zobowiązuję się odszczekać 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Onetowe blogi nie pozwalają embeddować filmów z YT?! Ta informacja poraziła mnie bardziej niż maestria dyrygenta Rubika. Skandal (i mówię to zupełnie serio), ja bym czegoś takiego nie zdzierżył.
Od jutra zaczynam odchudzanie, kto się odchudza ze mną? Znalazłam w internecie dobry plan na odchudzanie, wygoglujcie sobie
– xxally radzi jak szybko schudnac