Na nowego Harry’ego Pottera w kinie czekało wielu. Między innymi my – byliśmy ciekawi, co filmowcy zrobią z ostatnią częścią sagi o już nie takim małym czarodzieju. I czy podzielenie tej opowieści na dwie części pomoże jej, czy nie.
Ale po kolei. Ostatnia część sagi, “Insygnia śmierci”, jak sama nazwa sugeruje, ma być najmroczniejsza i najbardziej trzymająca w napięciu ze wszystkich. To w tej części następuje ostateczna konfrontacja Harry’ego z diabolicznym Lodrem Voldemortem. Nie ma tu – w odróżnieniu od pozostałych – pozytywnego i radosnego klimatu szkoły magii w Hogwarcie (tego mi akurat brakuje, zawsze był to dla mnie nieodłączny element książek i filmów o Harrym), a bohaterowie tułają się gdzieś po lasach wystawieni na coraz to nowe niebezpieczeństwa. Nie obroni ich już dzielny Hagrid ani mądry Dumbledore, skazani są tylko na siebie. To dla nich lekcja życia i pierwszy krok w dorosłość. A mrok wokół świata czarodziei gęstnieje coraz bardziej – władzę zdobywa Voldemort i wprowadza swoje upiorne porządki, ustanawia swego rodzaju państwo totalitarne. Pozbycie się Harry’ego ma przypieczętować jego władzę i na zawsze zgnieść zarzewia opozycji. Zatem walka Harry’ego z Czarnym Panem to nie tylko walka o własne życie małego czarodzieja, ale o cały magiczny świat, który stoi na skraju katastrofy.
Jak to wygląda w filmie? Klimat jest przepisowo mroczny już od pierwszych scen filmu i tężeje przepisowo, a nawet zaczyna miejscami kipieć i przelewać się niebezpiecznie budząc w widzu wątpliwości, czy ma jeszcze do czynienia z filmem dla dzieci, czy już nie. Co prawda pani Rowling nie oszczędzała nigdy pod tym względem specjalnie swojego małoletniego czytelnika, ale przemoc w filmie “Insygnia śmierci cz. I” wychodzi poza metaforę machania różdżką i mamy tutaj autentyczną krew na ścianach, wrzaski torturowanej Hermiony i martwą nauczycielkę pożeraną przez olbrzymiego węża. Nie wiem, czy mi się to podoba.
Po drugie to, co wyróżnia książkę “Insygnia śmierci” od poprzednich części sagi, a mianowicie napięcie, jakie tworzy się między bohaterami – Harrym, Ronem i Hermioną, ich przyspieszone dojrzewanie i kształtowanie się ich relacji na nowo, w filmie wypada bardzo blado. To, co w książce wydawało się dojrzałe, przemyślane i przekonujące, w filmie wygląda na infantylne i papierowe. Może to kwestia przestrzeni – na kilkuset stronach relacje między postaciami mają czas i miejsce, żeby się rozwinąć, nabrać kolorów, przemiany zachodzą w swoim rytmie, wywołane przez psychologiczne mechanizmy, które doskonale rozumiemy. W filmie natomiast postacie zdane są na skrót myślowy, ogranie jakiejś doniosłej przemiany jedną sceną, krótkim urwanym dialogiem. Nic dziwnego, że wypada to nienaturalnie, czasem nawet głupio. Czytając “Insygnia…” cieszyłam się, że między postaciami wreszcie coś się dzieje, że pojawia się coś więcej, niż tylko lukrowana przyjaźń, a mianowicie napięcia i konflikty, postacie ścierają się z samymi sobą i ze sobą nawzajem. Jednak to, co w książce budowało napięcie, w filmie traktowane jest jako krótki epizod, zamarkowany o tyle, że z owych napięć wynikają decyzje postaci, które popychają akcję do przodu. A wszystkiemu winny jest zły i tak medalion-horkruks, który niczym Pierścień, Co Wszystkimi Rządzi na szyi wymizerowanego Froda, sprowadza na bohaterów chandrę i miesza im w głowach.
Twórcy filmu generalnie wzięli na siebie trudne zadanie – zrobić film o dojrzewaniu dla – jednak – dzieci. Bo choć bohaterowie mają po 17, 18 lat, to targetem filmu są dzieci jednak młodsze (Harry, Ron, Hermiona i reszta “klasy” to dla nich swego rodzaju “grupa odniesienia”). I tak dla nas, dojrzałej widowni niejednokrotnie owo wyobrażenie, jak dzieci wyobrażają sobie dorosłość bywało żenujące, to po reakcji zgromadzonej na sali młodszej młodzieży można było wywnioskować, że jednak to się podoba. Cóż, pozostaje nam pogordzić się ze statusem wapna gaszonego i głębiej zapaść się w fotel, kiedy Ron wyobraża sobie Harrego i Hermionę w namiętnym uścisku, myśląc, że nigdy nie zechce go żadna kobieta.
Kolejna rzecz, która – przynajmniej mi – zgrzyta, to nawiązanie w obrazie podporządkowanego Voldemortowi świata do III Rzeszy. Mamy więc tutaj bojówkarzy, antymugolską propagandę w stylu Der Stürmer, swego rodzaju rasizm i obsesję czystości krwi, mamy szmalcowników, brakuje tylko obozów koncentracyjnych. Coś mi tutaj zgrzyta decorum, coś mi nie pasuje. Chyba jednak jest to zbyt daleko idące porównanie, niezbyt na miejscu w rozrywkowej historyjce dla dzieci.
Co do samego podziału filmu na dwa filmy, to trudno mi ocenić ten pomysł, nie znając części drugiej. Na pewno widz może poczuć się nabity w butelkę, bo w końcu dostał tylko połowę filmu (dokładnie tak czuliśmy się też po drugiej części Piratów z Karaibów “Skrzynia umarlaka” – film skończył się w najciekawszym momencie pozostawiając widza w stanie poważnej irytacji), a na drugą sobie jeszcze poczeka. Podzielenie tej historii na dwa filmy daje możliwość zwolnienia tempa, co mogło akurat w tym przypadku wyjść filmowi na dobre, bo próba upchnięcia całej książki w jednym filmie mogłaby być karkołomna. Mimo zalet epickiego tempa, które pozwala wątkom rozwijać się, aktorom skupić się bardziej na psychologii postaci, a reżyserowi wysmakować niektóre malownicze sceny, to jednak tempo “Insygniów…” miejscami zwalnia aż za bardzo i robi się po prostu nudno. Poza tym widzowi jakże trudno oprzeć się myśli, że podział filmu na dwa ma proste, merkantylne wytłumaczenie, że po prostu chodziło o pieniądze.
Ale co do całości, to mimo wszystko nie sposób na filmach o Harrym nie bawić się dobrze, taki już jego urok, jak i całego świata czarodziejów wyczarowanych przez J.K. Rowling. I choć nie do końca mam pewność, że twórcy filmu zdecydowali się, czy chcą robić horror, film dla dzieci, czy teen movie, to na kolejną część i tak pójdę go kina.
Wskocz, zajrzyj, napisz… http://www.sztukater.pl
info@sztukater.pl Czekamy właśnie na Ciebie…
Portal dla Kulturożerców poszukuje do współpracy…
Poszukujemy zapaleńców, którzy nie boją się wyrażać o kulturze, sztuce i filmie…
Zapraszamy serdecznie do udziału w konkursie zorganizowanym przez portal SZTUKATER.PL z okazji premiery filmu Scream4, 2011-04-15 (Świat). Konkurs trwa od 30 września do 31 marca 2011 roku. Więcej szczegółów na http://www.sztukater.pl
Trudno się nie zgodzić z faktem, że wprowadzany przez zwolenników Voldemorta ustrój bardzo przypomina hitlerowski narodowy socjalizm. Nie wiem jednak, czy można z tego robić zarzut filmowi – w książce było identycznie. Nie mam jej w tej chwili pod ręką, ale chyba sam tłumacz miał spore wątpliwości, czy grupy wyłapujące osoby poszukiwane przez Ministerstwo Magii nazywać „szmalcownikami”, gdyż skojarzenie jest jednoznaczne.