Demonstrantów na stambulskim placu Taksim znów atakuje policja. Gaz łzawiący w niewiarygodnych ilościach, gumowe kule i armatki wodne przepędziły ich do przylegającego do placu parku Gezi, gdzie wszystko się zaczęło. Premier Recep Tayyip Erdogan (na Placu nazywany po imieniu „Tayyip”, żeby okazać mu brak szacunku) zapowiada, że nie będzie miał już pobłażania dla demonstrantów, choć dziś (11 czerwca) rano władze Stambułu zapewniały, że policja wróciła na Taksim tylko dlatego, żeby oczyścić z transparentów pomnik Atatürka i centrum kultury jego imienia.
(To, na marginesie, klasyczne posunięcie w stylu Erdogana. Choć sam najpewniej posłałby kemalistowskie ideały świeckiej republiki do diabła, występuje jako obrońca ważnych dla Turków wartości, po raz kolejny próbując obrócić emocje opinii publicznej przeciw protestującym; na tej samej zasadzie, gdy np. 6 czerwca wieczorem premier lądował na lotnisku w Stambule, a jego zwolennicy zapowiadali zwołanie tam masowej kontrdemonstracji, ludzie Erdogana ogłosili, że premier nie potrzebuje być witanym na lotnisku ani nie domaga się obecności tam, ale przecież jest demokratą, a w demokracji nie wolno nikomu zabronić wyrażania swoich opinii…)
Ale dlaczego piszę o tym na popkulturalnym blogu? Otóż tureckie protesty, chyba jeszcze bardziej niż wcześniejsze zachodnie protesty spod znaku „occupy”, doskonale zakorzeniły się w serwisach społecznościowych, wytwarzając własną – by rzecz ująć górnolotnie – ikonografię, mechanizm identyfikacji i memetykę.
2 czerwca Recep Tayyip Erdogan użył wobec demonstrantów słowa w zamierzeniu obraźliwego. „Nie możemy się po prostu przyglądać, jak jacyś çapulcu podburzają nasz naród” – powiedział. Słowo çapulcu (wym.: czapuldżu) oznacza w wolnym tłumaczeniu „rabuś”, „zadymiarz”, „wandal”. Miało zdyskredytować demonstrantów, przedstawić ich jako zakłócających spokój i błogie funkcjonowanie rosnącego w siłę kraju, gdzie ludziom żyje się dostatnio.
Ale prawie natychmiast demonstranci i ich sympatycy odwrócili semantyczne ostrze przeciwko premierowi. Teraz çapulcu brzmi dumnie.
Demonstranci i przeciwnicy Erdogana przejęli słowo çapulcu, zaczęli się za jego pomocą określać, identyfikować się nim. Na twitterze zaroiło się od tagów #çapulcu, użytkownicy Facebooka zaczęli dopisywać sobie Çapulcu jako drugie imię, a samo słowo zaczęło ewoluować. W obiegu międzynarodowym pojawiło się słowo chappuling. Natychmiast doczekało się swojego wpisu w Wikipedii, gdzie jego definicja brzmi: „działać na rzecz przeniesienia demokracji na wyższy poziom poprzez przypominanie rządom po co istnieją, w pokojowy i dowcipny sposób”. Ale definicje są w zasadzie niepotrzebne, to słowo zaczęło być rozumiane właściwie intuicyjnie i natychmiast rozbiegło się po sieci. Jako çapulcu zaczęli się określać ludzie solidaryzujący się z protestami na całym świecie.
Jako çapulcu określił się nawet Noam Chomsky:
oraz Patti Smith:
Natychmiast po sieci pomknęły memy.
Ten, wykorzystujący konwencję klasycznego już memu „What people think I do”, wymaga słowa wyjaśnienia: gdy wybuchły protesty na Placu Taksim, CNN Turk nadawała akurat film o pingwinach. Ponieważ w tureckich mediach panuje nie tylko silna autocenzura, ale też regularnie cenzurują je odgórnie przedstawiciele władz, emisji nie przerwano, a CNN Turk zaczęła informować o protestach dopiero w poniedziałek 3 czerwca. Zostało to gorzko zapamiętane, a „pingwin” to teraz określenie dziennikarza.
Skoro o memach mowa, to nie mogło zabraknąć kotów. 6 czerwca na Twitterze pojawiło się zdjęcie kotka, który właśnie urodził się w miasteczku namiotowym w parku Gezi – natychmiast nazwano go Çapulcu. A że kotów ci w Turcji dostatek, będzie to pewnie najpopularniejsze kocie imię roku 2013. Bo Çapulcu to przecież idealne imię dla kota. Na przykład poniższego:
Ale kim właściwie jest Çapulcu?
6 czerwca wieczorem byłem na Placu Taksim i w parku Gezi. Rozmawiałem z ludźmi, starałem się zrobić kilka zdjęć. To było miejsce tętniące energią. Dużo było w niej gniewu, ale przekuwanego w działanie, a nie niszczenie, więcej było w niej ekscytacji. Atmosferę dawało się streścić w słowach „all you need is love”. Nastrój przypominał mecz piłkarski – ludzie szli w tę samą stronę, prowadzili dzieci, kupowali sobie flagi, pieczone kasztany i kawałki arbuza od przedsiębiorczych handlarzy (zestaw miesiąca: maseczka przeciwpyłowa plus okulary pływackie, sprzedawane przez dzieciaki na nadbrzeżu w Karaköy dla wątpliwej ochrony przed gazem łzawiącym), byli podekscytowani. Ci, których Tayyip Erdogan określił mianem çapulcu, okazali się i młodzi, i starsi, i na oko lepiej sytuowani, i gorzej, nie dało się łatwo przypisać do jednej społecznej grupy. Ich wspólnym mianownikiem było wkurzenie. Bo też cały ten protest jest postpolityczny, nie da się go przypisać do konkretnej politycznej orientacji, wielu z jego uczestników jest zbyt młodych, by mieć jakiś stosunek do kemalizmu czy polityki w ogóle – wspólnym postulatem, który wyrażają çapulcu, jest: „odczepcie się od naszego stylu życia”.
Jak to wyraził solidaryzujący się z demonstantami prezes tureckiej firmy odzieżowej Boyner, „nie jestem ani prawicowcem, ani lewicowcem. Jestem çapulcu„.
Çapulcu nie lubi władzy, bo niczego dobrego od niej nigdy nie doznał i zbyt często widział, jak władza deprawuje. Ale nie jest wojującym anarchistą. Jest obywatelem, który chce władzy przypomnieć, kto tu jest dla kogo, wziąć władzę w swoje ręce, komunitarnie i demokratycznie. Jeden z memów definiuje go następująco:
Jest miejskim obywatelem 2.0, członkiem smart mobu, aktywnym, poinformowanym i informującym, zakorzenionym i sprawnie się poruszającym w sieci społecznościowej, proekologicznym i lokującym się raczej w klasie średniej („Akbil” to stambulski bilet elektroniczny na komunikację miejską).
Podpięty do sieci społecznościowej, jest zintegrowany z innymi çapulcu, ale nie na bazie przynależności politycznej czy demograficznej, lecz spontanicznej. Doskonale się orientuje i potrafi działać ad hoc dla wspólnego dobra. Na przykład tak:
Wreszcie: wyznaje postawę non-violence, ale na sposób raczej bliskowschodni niż dalekowschodni. Owszem, zabarykaduje ulicę przy placu Taksim spalonym autobusem i stertą policyjnych płotków, ale nie żeby krzywdzić, tylko by się bronić. Oto sytuacja, jaką mi opisano: policja szturmuje demonstrację na Taksimie. Demonstranci uciekają… przepraszając, gdy tylko kogoś potrącą. Wyobrażacie sobie takie zamieszki? Çapulcu chce udowodnić władzy, kto tu jest prawdziwym çapulcu:
Słowo zmieniło swoje znaczenie. A podobno słowa mają też władzę zmieniania rzeczywistości.
O przyszłości Turcji czytajcie na http://www.urbietorbi-apocalypse.net/Grecy-Turki.pl.html
dzięki za link, ciekawe faktycznie te artykuły. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku