Archiwa tagu: celebryci

Żółty pasek: „PAPIEŻ ZJADŁ ŚNIADANIE”

Medialna fascynacja prostotą gestów nowego papieża odwraca ich sens o 180 stopni. Z jednej strony szyje Franciszkowi buty celebryty, a z drugiej – sprowadza jego postawę do zbiorku „Kwiatków papieża Franciszka”. Ot, luzak.

„Papież nie przestaje szokować” – zaczynają się newsy o tym, że zadzwonił do swojego kioskarza, zapłacił za hotel czy że chodzi w normalnych (to znaczy jakich!?) butach. Nowe zjawisko domaga się newsa, a news domaga się wysokiej temperatury przekazu. Zaś w mediach popularnych domaga się czegoś jeszcze: lekkostrawności.

Czytaj dalej

Obieg zamknięty

Logika procesu jest następująca:

Poniedziałek: N.N. wyprowadzony w kajdankach!

Wtorek: To szok! N.N. oskarżony!

Środa: Zabójca N.N. do reporterów: wypiera się.

Czwartek: Tylko u nas! Sesja fotograficzna i ekskluzywny wywiad z N.N.! Nagie fakty!

Piątek: Zabójca sprzedaje się w mediach. Eksperci: „to skandal”.

Sobota: Dramat N.N.. Osaczony. Łzy w oczach. Takiego/ej go/jej nie widzieliście!

Niedziela: N.N. zaszczuty przez media!

Czytaj dalej

Sfora

Już oficjalnie wiadomo, że Jacintha Saldanha, nieszczęsna pielęgniarka ze szpitala Edwarda VII, popełniła samobójstwo. Historię znamy wszyscy: dwoje dziennikarzy – satyryków z australijskiego radia 2DayFM zadzwoniło do szpitala, w którym przebywała księżna Kate, udając królową Elżbietę i księcia Karola. Jacintha Saldanha połączyła ich z pielęgniarką na oddziale, która udzieliła informacji o stanie zdrowia księżnej (inna sprawa, że większość newsów, które na ten temat czytałem, myli pielęgniarki – czytamy w nich, że na swoje życie targęła się kobieta, która udzieliła informacji). Australijczycy parodiowali brytyjski akcent, chichotali i byli na koniec zachwyceni, że żart im się tak udał („naprawdę udzieliła nam informacji!” – ekscytował się prezenter. Wcześniej, gdy oczekiwali na połączenie, żartował, że to chyba będzie „najłatwiejszy psikus wszech czasów”).

Trzy dni po emisji nagrania Jacinthę znaleziono martwą. Dziś brytyjska policja potwierdziła, że śmierć miała charakter samobójczy.

O ile się nie mylę, nie wiadomo nic na temat szerszych okoliczności – czy żart był jedyną przyczyną tego strasznego kroku, czy nie. Można tylko spekulować, że olbrzymia presja, pod którą znalazła się kobieta, miała na to wpływ.

Ale, rzecz jasna, gdy tylko pojawiły się pierwsze nieoficjalne doniesienia o przyczynie śmierci, werdykt został wydany. Błyskawicznie i bezwarunkowo: winni są prezenterzy, te hieny jedne. Że zaszczuli. Że upokorzyli. Że ją zabili.

Czy nie te same brukowce, nie te same fora internetowe, kilka dni wcześniej prowadziły globalną szyderę, interkontynentalną bekę z naiwnych pielęgniarek, które dały się nabrać cwanym dziennikarzom? A memy na fejsie? A całkiem poważne media, które bez mrugnięcia okiem i w tonie obiektywnej informacji relacjonowały sprawę w tonie „dziennikarze zaszczuli pielęgniarkę”?

Nie, nie bronię prezenterów australijskiego radia. Chcę tylko powiedzieć, że zrzucenie całej winy na nich jest doskonałym odruchem obronnym znanym tak długo, jak długo istnieją struktury plemienne. Społeczność naznacza kozła ofiarnego, żeby uzyskać oczyszczenie z własnych przewin, spokój własnych sumień. I rusza nań z widłami, samemu obsadzając się po stronie dobra. Wszyscy znamy tę historię: z wioski, z osiedla, z klasy. A nawet z lektur szkolnych – pamiętacie Jagnę z „Chłopów” Reymonta? Z Jagną swawolił każdy, ale gdy sprawa się posypała, to ona została napiętnowana i wygnana jako winna obrazy moralności. Dlatego, że uświadamiała wszystkim stan ich własnej moralności.

Prezenterom 2DayFM zabrakło wyobraźni, co do konsekwencji własnego żartu – sami to przyznają. Ale kto chce w nich rzucić kamieniem, niech pierwej zrobi rachunek sumienia chociażby z własnych komentarzy w sieci czy artykułów na serwisach plotkarskich, w które klika.

Bo pod ciężarem globalnego wścibstwa, dwudziestoczterogodzinnego zainteresowania najintymniejszymi sprawami, uginają się często osoby publiczne i celebryci, którzy teoretycznie dokonali wyboru swojego stylu życia i powinni byli się z tym liczyć, a co dopiero zwykli ludzie, którzy nagle znajdują się w centrum niezdrowego zainteresowania. A tak dzieje się coraz częściej, obserwujemy znamienne przesunięcie w trendach: więcej i więcej „gorących doniesień” dotyczy życia zwykłych ludzi, a nie celebrytów. Już nie interesują nas tak bardzo intymne szczegóły i dziwaczne historie z życia gwiazd – znacznie ciekawsze okazują się intymne szczegóły i dziwaczne historie z życia bliźnich. Zaś informacja w sieci zyskuje bezprecedensowy dotąd w historii mediów spin. Efekt motyla w całej rozciągłości: ktoś gdzieś komuś w sekrecie wysyła zdjęcie, a nazajutrz to samo zdjęcie ogląda pół świata i zaśmiewa się w kułak.

Serwisy plotkarskie i tabloidy są doskonale impregnowane na poczucie odpowiedzialności: z takim samym zaangażowaniem podają informacje o nagim zdjęciu nastolatki krążącym w sieci, jak i o tym, że owa nastolatka nie wytrzymuje upokorzenia i popełnia samobójstwo. Taki sam gorący news robią z niefrasobliwości pielęgniarki w szpitalu Edwarda VII, jak i z jej samobójstwa. Gdyby teraz królowa Elżbieta II, ta prawdziwa, wystąpiła z apelem o odpowiedzialność za publikowane w sieci żarty, plotki czy obelgi, bez mrugnięcia okiem ogłosiłyby zapewne: „Królowa angielska krytykuje internautów!” – albo coś w tym rodzaju.

I poniekąd trafiłyby w sedno: bo każdym kliknięciem nagłówka w rodzaju „pokazała cycki”, każdym lajkiem pod filmikiem pt. „zobacz, jaki debil”, wyrażamy zainteresowanie, a więc i głosujemy za takim stanem rzeczy.

Na widelcu

Od jakiegoś czasu trudno wejść na jakikolwiek portal i nie trafić na ani jeden news/zdjęcie dotyczącej “pięknej kibicki”, “miss Euro”, Natalii Siwiec. Piękna modelka na portalach (nie tylko plotkarskich, bo informacyjnych) bije na głowę generała Petelickiego, Tuska, Kaczyńskiego i Palikota przegrywając chyba tylko z Christiano Ronaldo. Miss Euro patrzy zalotnie ze zdjęć układając buzię w ciup, naciągając koszulkę w narodowych barwach, zalotnie wysuwając odsłonięte ramię, wysyłając buziaka, budząc w mężczyznach zrozumiałe zainteresowanie, a w kobietach równie zrozumiałą zazdrość. Media prześcigają się w newsach o niej – porównują i układają Natalię na skalach seksowności z żonami/narzeczonymi piłkarzy czy innymi celebrytkami, snują domysłu na jej temat (czy zagra w filmie porno?), komentują, co na siebie założyła. Piękna Natalia jeszcze nie wie, bo pewnie bardzo się cieszy z całego tego medialnego szumu, ale stała się produktem popkultury i właśnie jest konsumowana.

Błyskawiczna kariera Natalii Siwiec w mediach to wyjątkowo popkulturowe spełnienie wyjątkowo popkulturowego motywu kopciuszka. Dostrzeżona przez obiektyw aparatu dziewczyna zostaje gwiazdą kolorowych mediów, portali i telewizji śniadaniowych. Sen się spełnia, kareta podjeżdża i zabiera kopciuszka na sam szczyt. Ale trzeba też pamiętać, że droga w drugą stronę może być równie szybka i bardzo bolesna. Globalne i totalne media potrafią dziś w kilka godzin wynieść człowieka od zera do bohatera, obdarzyć maksimum uwagi, ale też zaraz potem skazać na upokorzenie, niebyt i zapomnienie. Kto na tą karuzelę się załapie, kto spadnie skręcając sobie kark – to upiorna ruletka, której wyniku i zasad, jakimi się rządzi nie sposób przewidzieć. Dziś w rubryce “objawienie”, jutro w rubryce “co ona na siebie założyła”, “szok! celebrytki bez mnakijażu (drastyczne)”. Dzisiaj na szczycie, jutro na dnie. I non stop wymieniamy kadry. Nie chcę niczym zazdrosna stara ciotka wieszczyć Natalii rychłego strącenia z panteonu narodowej urody, ale tak to niestety może zadziałać.

Celebryci służą nam do tego, żeby ich kochać i nienawidzić. Żeby żyć ich sukcesami (głównie modowo-towarzyskimi) i czerpać złośliwą satysfakcję z ich porażek. Żeby czuć się od nich lepszymi. W sytuacji, gdy reklama wmawia nam, że wybłyszczone, odchudzone i wygładzone w photoshopie lale to norma kobiecej urody, odkrycie, że te wszystkie aktorki i piosenkarki też mają celulit, nadwagę, rozstępy, a bez warstwy tapety wyglądają czasem po prostu jak zmęczone, starzejące się kobiety, niezmiernie poprawia nam humor. Czujemy się tacy inteligentni, słuchając w telewizji wynurzeń Joli Rutowicz czy Grycanek (czyli pań znanych z tego, że są znane). Patrząc na pijaną Paris Hilton cieszymy się, że nie stoczyliśmy się jeszcze tak nisko. Jak ona się zestarzała – dodajemy z mściwą satysfakcją patrząc na Marylę Rodowicz czy Madonnę. I generalnie wszyscy powinni być zadowoleni – uzależnione od medialnego szumu i błysku fleszy “gwiazdy” mają to, czego potrzebują, czyli nasze zainteresowanie, nawet kosztem zrobienia z siebie idioty (choć definicja bycia idiotą ostatnio bardzo się rozmyła), a my mamy ubaw, igrzyska, zapasy w błocie czy w kisielu.

Trochę dziwnej zaczyna się robić, gdy zdamy sobie sprawę, że mamy do czynienie z prawdziwymi ludźmi, a nie z wymysłem jakiegoś chorego scenarzysty. Że większość z obserwowanych przez nas codziennie na portalach plotkarskich celebrytów święcie wierzy we własną autokreację i nie ma do siebie żadnego dystansu. Że wszystko to jest na poważnie. Zimno się robi na samą myśl o tym, co spotkało Michaela Jacksona, Violettę Villas czy Amy Winehouse, czy co z sobą zrobili zombie boy, kobieta-kot, czy kobieta-barbie. I wszystko to dla naszej uciechy.  A wieje grozą, gdy pomyśli się o motywacjach i moralnych implikacjach ze strony konsumujących i konsumowanych w przypadku niezdrowego zainteresowania najsłynniejszymi polskimi nekrocelebrytami, czyli Katarzyną i Bartkiem Waśniewskimi.

Gwiazdy i celebryci towarzyszą nam na co dzień i nie ma od nich ucieczki. Wyskakują z gazet, uśmiechają się do nas z telewizji, zaludniają ekrany naszych komputerów, aż strach otworzyć lodówkę. Walczą o nasze kliki, o naszą uwagę jak o potrzebne do życia powietrze (może to kolejny rodzaj …holizmu? sławoholizm? może to jednostka chorobowa, którą trzeba mieć pod kontrolą?). Przeżywamy ich śluby, rozwody, dzieci, choroby, suckesy i porażki. Przeżywamy, czy konsumujemy? I co z nich zostanie, jak już ich skonsumujemy, obliżemy widelec i odejdziemy od stołu?