„Kuchnia z wyrokiem”? Gdy zobaczyłem tytuł tego programu, pomyślałem: pękła kolejna granica. Po programach typu „od sierotki do szefa kuchni” (Masterchef), „daj nam się sfilmować, a zrobimy ci promocję i przy okazji wywleczemy wszystkie brudy” (Kitchen Nightmares), czy „śmiejemy się z ignorantów, co nie umieją gotować” (Worst Cooks In America), trend produkcji reality shows coraz głębiej eksploatujących ludzkie losy pod pretekstem gotowania, osiągnął nowy level. Co jeszcze można skomplikować, gdy wycisnęło się już wszystkie łzy wyeliminowanych, zrobiło wszystkie zbliżenia na zamarłe twarze restauratorów przeżywających katharsis po wysprzątaniu im za lodówką, gdy wetknęło się już oko kamery do prywatnego zlewu i śmietnika, gdy nakręciło się już dramatyczną muzyczką i cliffhangerem emocje uczestników? Ano można pójść o krok dalej i zagonić do rywalizacji przy garach ludzi budzących emocje z definicji. Na przykład więźniów.