No proszę, jest news prosto z Fabryki Snów, gdzie powstaje amerykańska wersja znakomitej kryminalnej trylogii Stiega Larssona „Millenium”. Świetną postać Lisbeth Salander, wyalienowanej superhakerki po ciężkich przejściach, ma zagrać Rooney Mara („nieznana aktorka”, jak ją nazywa serwis TokFM), która zagrała dotąd w odświeżonym „Koszmarze z ulicy Wiązów”.
Salander to niezwykle udana postać ze święcącej słuszne tryumfy trylogii Larssona. To ten typ bohatera, który swoją antypatycznością budzi natychmiastową sympatię. To właściwie jej losy, a nie zmagania głównego bohatera, dziennikarza Mikaela Blomkvista, przykuwają najbardziej. W szwedzkiej ekranizacji trylogii doskonale zagrała ją wprost stworzona do tej roli Noomi Rapace, maksymalnie efektowna przez oszczędność swojej gry. Przed Rooney Marą stoi naprawdę trudne zadanie sprostania oryginałowi – bo po obejrzeniu szwedzkiej ekranizacji, cóż poradzić, to tę filmową wersję będę traktował jako oryginał.
Trylogii – dodajmy – nierównej. Część pierwsza – „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” – była książkowym przykładem znakomitego, nowoczesnego kryminału, z drobiazgowym śledztwem, którego nie zmarginalizowały wymogi X muzy. Część druga – „Dziewczyna, która igrała z ogniem” – była chyba najsłabsza. Najmniej w niej było kryminału, a pointa wywołuje mimowolny kwaśny uśmiech: słynne „Luke, I’m your father„, przypomina się natychmiast… Natomiast część trzecia, „Zamek z piasku, który runął”, okazała się w wykonaniu szwedzkiej ekipy filmowej znakomitym dramatem sądowym.
Przyznam, że boję się hollywoodzkiej wersji. Szwedzkość oryginalnej ekranizacji (i ten cudowny język!) bardzo mi odpowiadały. Również powściągliwość w środkach połączona z odwagą pokazania brutalnych, dramatycznych scen, co w Hollywood pewnie nie przejdzie. Fabryka Snów zapewne postawi, jak to się zwykle dzieje, na strategię „dwa razy więcej, dwa razy lepiej”. Mikaela Blomkvista ma zagrać Daniel Craig. Choć to mój absolutnie ulubiony Bond i życzę mu jak najlepiej, nie wiem czy sprosta kreacji Michaela Nyqvista, który znakomicie oddał poczciwego w gruncie rzeczy książkowego Blomkvista. Cieszę się, że Martina Vangera zagra Skellan Skarsgård – gwarantujący filmowi odrobinę szwedzkości.
Ciekawe, jak w amerykańskim ujęciu wypadnie to, co jest główną osią powieści Larssona – tło tworzone przez zgniłe społeczeństwo, ohydne tajemnice kryjące się pod powierzchnią ugrzecznionych form, i „walka z systemem”, który w diagnozie Larssona okazuje się być – w tym najbardziej opiekuńczym z państw – wymierzonym w człowieka. To nie jest tylko diagnoza dla Szwecji, to diagnoza dla Zachodu i Amerykanie mogą się w takiej scenerii z powodzeniem odnaleźć. A jednak podświadomie obawiam się, że Blomkvist i Salander będą na końcu powiewać flagą i ogłoszą, że robili wszystko dla ojczyzny…
W każdym razie obejrzę na pewno.