Upiór w Operze czyli globalna wioska 2.0

Onet.pl donosi, że w sieci kwitnie czarna magia. Zamawianie i zdejmowanie klątw przez internet stało się podobno “niszą rynkową” a w sprawie wypowiedział się nawet Kościół. Jeśli więc reklamy Google na twoim blogasku przestały przynosić dochód, na forum wybuchła epidemia trolli, ludzie przestali lajkować twoje posty na Facebooku, twoje maile lądują w spamie, ewentualnie uPadł ci iPad, to znaczy, że ktoś rzucił internetowy urok na ciebie i twój komputer lub urządzenie mobilne (albo gacopys nad nim przelecioł…). Może więc pora update’ować programy antywirusowe o ezoteryczne firewalle, powinna pojawić się aplikacja chroniąca twoją pocztę, listę kontaktów i konto na Facebooku (iNquisition na iOSa i e-xorcist na androida), a duże portale powinny ponownie przemyśleć kwestie bezpieczeństwa w kontekście stosujących voodoo hakerów i rzucających klątwy robotów. W Hogwarcie natomiast powinna powstać natychmiast pracownia komputerowa z dostępem do internetu. Aż włos się jeży na głowie, gdy pomyślimy o wszystkich tych elektronicznych maleficiach, które mogą nas spotkać w ciemnym lesie www, strach się bać i otwierać przeglądarkę (a nuż w Operze kryje się jakiś upiór?). Strasne niebios som wyroki, strasne, strasne som roboki…
Ale na poważnie – co to mówi o nas jako o użytkownikach sieci i stworzeniach popkulturowych? W latach sześćdziesiątych Marshall McLuhan wprowadził termin “globalna wioska”, który ilustrować miał funkcjonowanie ludzi w kontekście masowych mediów elektronicznych, które obalają ograniczenia czasu i przestrzeni w komunikacji. I od lat sześćdziesiątych pojęcie to jest szeroko dyskutowane. Czy sieć jest globalną wioską? Raczej globalnym miastem – komentowano. Miastem, które ma swoje autostrady, po których płyną terabajty danych, swoje galerie handlowe (jak Amazon chociażby), agory (fora portali internetowych i blogi), swoje dzielnice czerwonych latarni (pamiętamy słynną triadę Piwo internet Seks), uniwersytety (w rodzaju Wikipedii), multipleksy (serwisy VOD), ale i ciemne zaułki, o których wolelibyśmy nie wiedzieć (jak tajne fora neonazistów czy pedofilów). Tylko czy bycie użytkownikiem sieci od razu czyni z nas obywateli świata? Patrząc na urokliwy problem opisany powyżej, to chyba jednak coś z tą wioską jest na rzeczy…
Sieć zmienia nasze przeżywanie świata, nawyki i aktywności przenoszą się do sieci, w sieci zaspokajamy swoje potrzeby informacyjne, rozrywkowe i społeczne. Jednak cały czas internet to tylko narzędzie, przestrzeń, którą kształtujemy na swój obraz i podobieństwo. Myśl w sieci płynie bez ograniczeń czasu i przestrzeni, wzmacniana przez uwolnienie od opornej materii, nadawana na cały świat przez globalną tubę, możliwa do znalezienia z każdego zakątka Ziemi. Sieć daje nam możliwości wyborów, które podejmujemy zgodnie ze sobą – ciężko będzie znaleźć wegetarianina na forum dla myśliwych, a bloga chińskiego dysydenta nie będą czytali skinheadzi z Manchesteru czy Sandomierza. Jakkolwiek i jedno, i drugie bez problemu można znaleźć w Google (chociaż z chińskim dysydentem mógłby być problem, biorąc pod uwagę politykę Google wobec Największego Rynku Świata). Podobnie jak znaleźć można zamawiaczy, zaklinaczy i uzdowicieli.
Ale tak, jak forma komunikacji się zmienia, tak treść pozostaje ta sama (a nawet jest wzmocniona nieraz do kuriozalnych rozmiarów przez wyżej wymienioną tubę) – tak więc otwarci w sieci będą jeszcze bardziej otwarci, a zamknięci jeszcze bardziej zamknięci. Błyskotliwi jeszcze bardziej błyskotliwi, chamscy jeszcze bardziej chamscy (to nie internet stworzył trolli – on tylko dał im wielką, pustą białą ścianę do bazgrania po niej wołami), zboczeni jeszcze bardziej zboczeni, podejrzliwi jeszcze bardziej podejrzliwi, a przesądni jeszcze bardziej przesądni (kiedyś istniał przesąd, że wpisując zapytanie “Google” w Google można zepsuć internet). Wyznawca teorii spiskowych, szukając w sieci informacji o interesujących go spiskach, zalany zostanie komunikatami innych “spiskowców” i jeszcze bardziej utwierdzi się w przekonaniu, że światem rządzą kosmici / banki / Żydzi / geje czy krasnoludki. Maniak horoskopów i wróżb znajdzie w internecie aż nadto stron i aplikacji pozwalających wygenerować przepowiednię na dosłownie każdą minutę swojego życia. Co z tego, że sprzecznych? Któraś się kiedyś sprawdzi i będzie to dowód na prawdziwość horoskopów. Dla amatorów czarnej magii czy e-znachorów też się znajdzie miejsce, bo nie ma chyba sfery życia, której by w internecie nie było.
Globalny internet pokonuje więc przeszkody czasu i przestrzeni i daje nam cały świat na talerzu w jednej chwili, świat w całej okazałości, ze wszystkimi jego zakamarkami dostępnymi przez jedno kliknięcie. Jednej bariery internet nie jest w stanie pokonać – bariery ludzkiej mentalności. Bo w większym stopniu niż internet kształtuje naszą mentalność, to nasza mentalność kształtuje internet. Kto mentalnie żyje w najgorzej pojętej wiosce, to w internecie znajdzie globalną – ale jednak wioskę, z jej wszystkimi nieodłącznymi aspektami: kłótniami o miedzę na forum, wiejskiego głupka w postaci “gwiazdy” YouTube’a w szortach lub bez, nieodłączną plotkę (tyle że o celebrytach) i miotane pod nosem pod adresem sąsiada klątwy (“…żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb…”).
Wioska jednak nie zawsze implikować musi obciach i zaścianek – tak ważne dla struktur wiejskich bliskie kontakty społeczne i wzajemne wspieranie się społeczności odnaleźć możemy na forach serwisów parentingowych, w grupach wsparcia dla ofiar przemocy czy emigrantów, oparty na zaufaniu handel wymienny – na serwisach aukcyjnych, kulturę daru – w oprogramowaniu open source. Techonologia zmienia się w tempie, od którego można dostać zawrotu głowy. Wolniej ewoluują wzory kulturowe, które adaptują się do nowych warunków i są w stanie przetrwać pokolenia.
A przesądy, uroki, roboki? Skoro nie udało się z nimi wygrać Oświeceniu, rewolucji przemysłowej i Elizie Orzeszkowej z kagankiem oświaty, to internet nic nie zmieni, a nawet byłoby to wbrew jego naturze.